Wczorajszy dzień przebiegał trochę pod dyktando spraw okołopiłkarskich. Wspominałem poprzednio o fotografiach związanych z euro2012manią, a co się działo wieczorem wszyscy wiedzą.
Przy okazji tak się zastanawiałem też nad tym, że do całego zestawu fotografii dokumentujących życie miasta przydałoby się mieć przynajmniej jedno pokazujące flagę polską (bądź jak prostują co bardziej zorientowani w temacie: banderę) powiewającą nad jakimś samochodem. Nie mogłem jednak trafić na taką, która by się wyróżniała na tyle, by warto było ją uwiecznić.
Wracała do mnie też wciąż myśl jak to dostrzeżony jeden ciekawy motyw do sfotografowania potrafi usprawiedliwić kilkugodzinne kręcenie się po mieście bez wyraźnego celu (skąd ta refleksja wyjaśnię wkrótce).
Otóż pod koniec dzisiejszego spaceru, najpierw myśląc o jednym, potem o drugim (a w międzyczasie o tysiącu innych rzeczy) i mając w aparacie już tylko ostatnią nienaświetloną klatkę, natknąłem się na kolejną flagę powiewającą nad zaparkowanym samochodem. Flaga jak flaga. Ale samochód po zderzeniu czołowym, ze zmiażdżonym przodem.
Uparcie broniąc się przed fotografią cyfrową niestety nie mogę na gorąco spuentować całej historii wspomnianym motywem, więc w to miejsce znowu kwiaty, które w jakiś zawiły sposób też można uznać za komentarz do wczorajszego meczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz