Nie byłbym sobą, gdybym nie zajrzał w parę zakamarków, bocznych uliczek. W takich miejscach można liczyć na to, że kadr sam się skomponuje. A jeśli jeszcze jakiś ciekawy napis jako smaczek się znajdzie...
A na początek ostatnie zdjęcie tam wykonane. Manufaktura i napis znany mi z paru fotografii. Nie chciałem całego, postanowiłem sobie coś z niego wyciąć i tak to sobie naiwnie wymyśliłem. Zrobiłem tak jak zaplanowałem, nawet okoliczności pojawiły się sprzyjające.
Wreszcie znów fotograficzny spacer po Krakowie. Jakieś podwórza, rowerki i takie tam nudy. Ale cóż, zaimprowizowane scenki jak ta poniżej rzadko się zdarzają. Chociaż ostatnie dziś zrobione zdjęcie ma szansę na smakowity kąsek w tle. Zobaczymy.
Były już tutaj takie szersze ujęcia z wysokości. Ten widok od razu wydał mi się potencjalnym materiałem na dobry kadr. Po pstryknięciu pomyślałem, że jednak bez sensu. Ale skan przekonał mnie, że warto było wyjąć aparat.
A wszystko to sprowadza się do tego, że w życiu czasem warto, nawet na te sprawy w które najbardziej się angażujemy, spojrzeć z dystansu. Ba, zwłaszcza na te sprawy.
Zazwyczaj potrafię z pamięci opisać kadry z ostatniej rolki negatywu. Przerwa świąteczna i brak dogodnej do fotografowania pogody spowodowały, że ostatnia rolka trochę czekała na wywołanie, w związku z czym tylko mniej więcej kojarzyłem co na niej jest. Ogólnie bez rewelacji (w przeciwieństwie do przełomu października i listopada, grudzień z różnych względów nie sprzyjał fotografii). O dziwo brak rowerków. Za to znów zabłądziłem na jakieś krakowskie podwórze.
Wygląda obskurnie, ale jakąś kamerkę muszą mieć, bo jak tylko przymierzałem się do zrobienia zdjęcia (wejście otwarte, bezpośrednio z ruchliwej ulicy), to wyjrzała, zdaje się jakaś Azjatka, sprawdzić co ja wyprawiam. Na szczęście zdążyłem pstryknąć.
Jeśli o mnie chodzi, to masażu potrzebuje moja lewa stopa.