Po krótkiej przerwie wracam ze zdjęciem, które dosyć długo przeleżakowało. Kolejne, które dosyć lubię nie wiedząc tak dokładnie dlaczego.
Kolejny obiekt architektoniczny, który czekał na liście miejsc do sfotografowania. W końcu się udało, chociaż tak naprawdę skończyło się na dwóch kadrach. Nie mogłem nie zrobić ujęcia od frontu, a lubię to zdjęcie ze względu na mały smaczek.
Wczoraj spacerując sobie po bulwarach mogłem przyjrzeć się jak postępuje budowa Muzeum twórczości Tadeusza Kantora. Dzięki temu przypomniałem sobie, żeby wrócić tutaj do wspominanego już kiedyś MOCAK-u. Otóż w końcu wybrałem się, żeby obejrzeć ten budynek. Rozczarowałem się. Nie samym budynkiem - jest naprawdę ciekawy, nowoczesny. Tylko otoczenie... Jest tak obstawiony dookoła, że nie sposób nacieszyć się tym obiektem i przyjrzeć się mu z dystansu. Tak to już jest - nawet jak wybudują coś ciekawego, to z odpowiednią prezentacją już gorzej. Z tych względów przyniosłem stamtąd tylko jedno zdjęcie i jakoś nie rwę się do powrotu.
Tak sobie to wymyśliłem: przyszła sroga zima i rowery odlatują do ciepłych krajów. Fajnie, co?
Nie lubię, gdy coś jest narzucane z góry. Opinie, gusta, światopogląd, zachowania. Tak więc, nawet jeśli dla innych to niezrozumiałe, uważam, że to zdjęcie jest dosyć romantyczne. A łabądek, którego dzisiaj ustrzeliłem, wcale nie był z okazji...
Jako że zima przyszła w tym roku dosyć późno, to niewiele jej mam na obrazkach. Wyjdę jej naprzeciw.
W opozycji do wczorajszej fotografii dzisiaj trochę chaosu. Dużo różnych detali i przenikanie światów... Dobrze, może nie będę się rozpędzał. Po prostu kolejna fotografia, którą lubię chociaż nie do końca wiem dlaczego.
Lubię porządek. Jak wszystko leży na swoim miejscu żyje się łatwiej. A kadr ten ułożył się sam.
Co tu dużo opowiadać - wszystko widać. Wracając z pierwszego po dłuższej przerwie spaceru po Krakowie zobaczyłem te dwa rowerki. Reszta potoczyła się sama.
Na koniec dwa kadry pod wspólnym mianownikiem kroku. Na pierwszy czekałem dobre 10 minut, żeby mieć to co sobie wymyśliłem. Udało się, chociaż nie wiem czy było warto...? Drugi to oczywiście słynna Piotrkowska - tam tak długo czekać nie musiałem.
Mało ludzi w tej mojej Łodzi. Fotografowałem w niedzielę, od rana, pewnie dlatego. Ale tak zupełnie bezludnie nie było.
Na bodajże ostatnim Miesiącu Fotografii w Krakowie prezentowany był projekt, który polegał na fotografowaniu z różnych punktów miasta charakterystycznego i wybijającego się ponad wszystkie inne budynku. W Łodzi, patrząc na te kominy, przypomniałem sobie o tej koncepcji. Na szczęście kominy nie były widoczne cały czas.
Dzisiaj dla odmiany spojrzenie w niebo.